Concept Art – wywiad z Grzegorzem Przybysiem

0
1638

Grzegorz Przybyś to rysownik koncepcyjny, ilustrator i współtwórca studia Division 48. Pracował nad takimi tytułami, jak „Call of Jaurez: Bound in Blood”, „Dead Island”, „Call of Juarez: The Cartel”, „Witcher 3”, „Dying Light” „Call of Juarez: Gunslinger”, „Might and Magic X” i „Heroes VII”.

Czym jest concept art i na czym polega praca concept artysty?

Mam wrażenie, że wokół concept artu narosło wiele mylnych przekonań. Gdyby sugerować się tym, co online prezentowane jest jako concept art, można by uznać, że jest nim praktycznie wszystko – każdy obrazek, grafika, ilustracja, szczególnie kiedy temat takiej pracy w jakiś sposób wiąże się z grami. Tymczasem concept art to jest projektowanie, wymyślanie nowych idei albo łączenie już istniejących pomysłów na potrzeby gry, filmu czy animacji, tak żeby powstało z nich coś zupełnie nowego. To jak projektowanie urządzeń, mebli, samochodów – coś jest już wymyślone, ale też powstaje coś nowego. Concept artysta to jest ktoś, kto tworzy coś nowego, albo, łącząc rzeczy, które już istnieją, eksploruje zupełnie nową ideę. Concept art nie musi być grafiką komputerową, chociaż z nią właśnie najczęściej się kojarzy. Można go tworzyć w dowolnym medium, także z wykorzystaniem tych tradycyjnych, takich jak ołówki, cienkopisy czy markery. Obrazki, których internet jest pełen, nawet te najbardziej spektakularne, to najczęściej po prostu ilustracje. Przedstawiają postaci, pomysły czy światy, które ktoś już wcześniej zaprojektował czy też, mówiąc językiem branżowym, które concept artysta wcześniej zakonceptował.

grzegorz-przybys-rc-1
źródło: artstation.com/artist/grzegorzprzybys
Jakimi narzędziami pracujesz?

Staram się pracować wszystkim. W komercyjnych projektach najczęściej korzystam z komputera – po pierwsze jest to szybsze i łatwiejsze, a po drugie – stworzone w ten sposób materiały mogą być z łatwością wykorzystane przez innych, na przykład w grze lub animacji. Natomiast osobiście bardzo lubię posługiwać się tradycyjnymi środkami, więc jeśli robię coś dla siebie, to korzystam z ołówków, tuszu, markerów itp. Bardzo polecam rysowanie ołówkiem wszystkim, którzy chcą rysować i malować. Ołówek uczy wielu rzeczy. Możliwości i ułatwienia grafiki komputerowej fascynują wielu ludzi. Natomiast bywa, że grafika komputerowa robi projekty na skróty, więc można uzyskać szybki, ale niekoniecznie bardzo dobry efekt. Dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z projektowaniem, ważne są podstawy i bazowy warsztat, umiejętności, które według mnie są najważniejsze. Wziąć ołówek do ręki i narysować człowieka, jego anatomię, dłoń, całą postać, twarz, odpowiednią perspektywę. Jeżeli nie mamy tych podstaw, a zabieramy się za skomplikowane obrazy pełne wybuchów, robotów, laserów itp., to efekt końcowy nigdy nie będzie satysfakcjonujący. Grafika komputerowa cały czas ewoluuje i dojrzewa, kilkanaście lat temu wyglądała zupełnie inaczej. Kiedyś bardzo popularne były efekciarskie, typowo komputerowe efekty, oscylujące nawet na granicy kiczu. Obecnie coraz więcej concept artystów powraca do rzetelnego warsztatu i bardziej klasycznego, inspirowanego malarstwem podejścia.

Trendy się zmieniają – gdzie szukasz inspiracji?

Inspiracje to temat rzeka. Oczywiście mam grono twórców, którzy mnie inspirują. Istnieją specjalne serwisy – takie jak ArtStation, w którym artyści z całego świata pokazują swoje projekty. Możemy tak zaznaczyć ustawienia w serwisie, żeby śledzić jedynie najlepsze prace, a nie wszystko, co tam trafia. Kiedy szukam inspiracji, to wchodzę na przykład na ArtStation i od razu widzę ścianę miniatur grafik najlepszych grafików na świecie – mogę klikać i oglądać. To ogromna inspiracja i potężna dawka dopingu do działania. Dla niektórych to bywa demotywujące. Kiedy widzą cudze prace, zaczynają myśleć, że sami nie dadzą rady, nie potrafią stworzyć nic porównywalnego. Natomiast ja, kiedy widziałem coś, co mi się podobało, zawsze starałem się myśleć, że na pewno uda mi się stworzyć coś co najmniej równie dobrego. Bardzo mnie to mobilizowało, żeby próbować. Często inspiracje pochodzą od grafików czy artystów, których się nie zna, chociażby z Tajwanu czy innych odległych kultur. Jeśli ich twórczość jakoś do nas przemawia, możemy obserwować ich projekty na bieżąco. Oprócz tego są twórcy, którzy zawsze byli dla mnie inspiracją i mieli wpływ na to, jaki mam styl w tej chwili, bo to na nich się wzorowałem. Są to zarówno współcześni
artyści, jak i dawni mistrzowie – na przykład malarze, tacy jak Matejko, Kossak czy Chełmoński.

grzegorz-przybys-space-ship-internet
źródło: artstation.com/artist/grzegorzprzybys
Czy w twoich pracach widać inspiracje historycznym malarstwem?

To jest raczej nieuchwytne. Są takie ćwiczenia, tzw. master studies, czyli potocznie mówiąc kopiowanie. To metoda stosowana od dawna, w ten sposób właśnie uczyli się mistrzowie – kopiując wielkie obrazy z przeszłości. Oczywiście nie chodzi tu o to, żeby przemalować każdą plamę, ale żeby zrozumieć ideę, która stoi za tym konkretnym obrazem. Malarze przez wieki dochodzili do konkretnych technik czy sposobów pokazywania świata. Studiując ich twórczość, uczymy się tych patentów i rozwiązań, podświadomie je przyswajamy i już zawsze mamy je gdzieś z tyłu głowy. Kiedy zaczynamy malować własne rzeczy, to samoistnie zaczynają się pojawiać, bo dzięki nim zupełnie inaczej analizujemy rzeczywistość, inaczej ją interpretujemy. To niezwykle cenne – przyswajamy język obrazu, którzy wykształcili sobie przez wieki mistrzowie, ucząc się od swoich mistrzów, którzy uczyli się od swoich mistrzów i tak dalej. Czerpiemy z wiedzy, która powstawała przez wieki, nie musimy odkrywać na nowo tego, co już zostało odkryte w malarstwie w kolejnych epokach. Temu właśnie służą master studies – studiowaniu malarzy, którzy nam się szczególnie podobają, których twórczość do nas przemawia oraz kopiowanie i eksperymentowanie z tym, co tworzyli i co z jakiegoś powodu tak dobrze wygląda. Poza sztukami wizualnymi wielką inspiracją jest dla mnie muzyka. Klimat moich prac często uzyskuję, wprowadzając się w odpowiedni nastrój w trakcie malowania i potęguję ten nastrój muzyką, odpowiadającą temu, co maluję. Jeżeli maluję mroczną scenę w klimacie apokaliptycznym, to raczej nie będę słuchał Rihanny. Kiedy na przykład tworzyłem obrazy do „Wiedźmina”, to słuchałem ścieżki dźwiękowej z gry „Wiedźmin” i podobnych rzeczy. Muzyka bardzo pobudza moją
wyobraźnię – często słucham różnych kawałków i w mojej głowie pojawiają się obrazy. Oprócz tego inspiracją może być wszystko – komiksy, filmy, książki, otaczająca rzeczywistość.

grzegorz-przybys-watchers3-internetynew
źródło: artstation.com/artist/grzegorzprzybys
Jak rozwijasz swoje umiejętności?

Nauka nigdy się nie kończy. Im więcej się wie i umie, tym bardziej się widzi, ile jeszcze się nie wie i nie umie. Dla mnie rozwój i nauka to to, co mnie najbardziej kręci. Lubię to uczucie stawania się lepszym, więc jeżeli mam wolną chwilę, to lubię uczyć się czegoś nowego ze świadomością, że dzięki temu się rozwijam. Jeżeli się nie rozwijamy, to nie stoimy w miejscu, tylko się cofamy. Tworzenie to bardzo wymagający proces – zarówno emocjonalnie, jak i intelektualnie. Trzeba utrzymywać stan umysłu pomiędzy dwoma skrajnościami – ogromną pewnością siebie i ogromną niepewnością. Młodzi ludzie bardzo często są zbyt niepewni swoich umiejętności – to się przekłada na rysunki. A co się dzieje, kiedy Tobie coś sprawia trudność? Mistrz różni się od ucznia tym, że o wiele więcej razy poniósł w życiu porażkę i z każdej z tych porażek wyciągnął wnioski. Żaden obrazek, żaden concept art, który w życiu zrobiłem, nie nauczył mnie tyle, co te obrazki, które mi nie wyszły. Jeżeli coś mi nie wychodzi, to owszem, najpierw pojawia się stres, ale zaraz potem analizuję, co i dlaczego poszło nie tak, i jak mogę tego uniknąć następnym razem. Porażka, stres, zmaganie się są nieodłączną częścią rozwoju. Jednak z czasem człowiek się uodparnia – kiedyś porażki kosztowały mnie o wiele więcej emocji. Mam zasadę, której przestrzegam i która pomaga mi radzić sobie z takimi sytuacjami. Wyczytałem ją w książce Briana Tracy’ego „Zjedz tę żabę”. Tytuł książki inspirowany jest powiedzeniem Marka Twaina, żeby każdy dzień zacząć od zjedzenia żywej żaby – wtedy istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nic gorszego nas już nie spotka. Jeżeli coś sprawia nam trudność czy szczególnie nas stresuje – to od tego powinniśmy zacząć tworzenie. Odłożyć na bok wszystkie te rzeczy, które umiemy i lubimy rysować i zająć się tą, która sprawia nam największy dyskomfort. Prawdziwa nauka, rozwój to wyzwanie, nierzadko bolesne – z tym trzeba się pogodzić.

Dziękujemy za rozmowę!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here