Petros Psyllos – wynalazca, programista, elektronik. Uznany przez amerykańskiego Forbesa za jednego z 30 najlepszych europejskich innowatorów, przez polskiego Forbesa za jednego z 30 najlepszych polskich innowatorów oraz Massachusetts Institute of Technology Review za jednego z 10 najzdolniejszych młodych wynalazców w Polsce. Laureat New Europe 100 – listy największych innowatorów w Europie Środkowo – Wschodniej. Zdobywca ponad 17 nagród głównych o zasięgu krajowym i międzynarodowym (Pittsburgh, Seattle, Paryż, Bruksela) w dziedzinie wynalazczości. Laureat krajowego i finalista centralnego etapu Imagine Cup w Redmond. Więcej: petrospsyllos.com
Wywiad przeprowadziła Weronika Zimna, czyli @zimnotutaj.
Blogerko-vlogerka, która mówi o sobie, że hakuje rzeczywistość i uparcie żyje po swojemu. Digital Project & Social Media Managerka, twórczyni stron internetowych, finalistka listy Forbesa “25 przed 25”.
Weronika Zimna: Cześć, Petros! Pewnie wiele osób zaczynających z tobą rozmowę wypytuje cię o twoje początki z elektroniką, technologią i o twoje osiągnięcia. Pozwolisz, że zacznę inaczej?
Petros Psyllos: No jak najbardziej!
WZ: Mam takie pytanie… przyglądasz się ludziom? Ciekawią cię?
PP: Hm, tak.
WZ: Zastanawiałam się nad tym, bo jesteś wynalazcą, innowatorem, a żeby wprowadzić innowację, trzeba być dobrym obserwatorem i w ogóle zauważyć jakąś potrzebę, nie sądzisz?
PP: Tak! Chyba że postępujemy tak, jak doktor Emmet Brown z „Powrotu do przyszłości”, i tworzymy momentami zupełnie niepotrzebne wynalazki… Nie no, faktycznie, w większości przypadków bazuję na potrzebach, które dostrzegam. Przy niektórych projektach jest to jednak wyłącznie kwestia sprawdzenia swoich umiejętności i nauczenia się nowych rzeczy.
WZ: Rzeczywiście!
PP: Te rzeczy można później wykorzystać w projektach, które robi się już na bazie jakichś potrzeb właśnie. Służy to też jako inspiracja. Ale w moich głównych projektach to faktycznie było reagowanie na problemy, które realnie istnieją.
WZ: Czy tak powstała Matia – twój najgłośniejszy wynalazek?
PP: Tak. W 2013 roku skonstruowałem mówiącą rękawicę. Po wygranej w Olimpiadzie Innowacji Technicznych i zdobyciu złotego medalu na targach w Brukseli odezwał się do mnie pan Tomasz Strzymiński, prezes fundacji Audiodeskrypcja, osoba niewidoma. Na spotkaniu omówiliśmy to, nad czym oni pracują i nad czym ja pracuję. Doszliśmy do wniosku, że warto połączyć siły, bo oni doskonale wiedzą, czego potrzebują osoby niewidome, a ja potrafię te problemy rozwiązać. Już wtedy interesowałem się sztuczną inteligencją i projektowałem urządzenia, które przetwarzają obrazy. To jest blisko połączone z tematem audiodeskrypcji, potrzebnej niewidomym. Była to główna przyczyna tego, że podjąłem to wyzwanie.
WZ: Czyli zaadresowałeś problem, który niewidomi napotykali każdego dnia.
PP: Tak, ale gdyby nie spotkanie z panem Tomaszem, prawdopodobnie wykorzystałbym programy, nad którymi wówczas pracowałem, w projekcie społecznego humanoidalnego robota…, do którego właśnie zresztą wracam. Teraz ogromnie popularny jest robot Sophia, udokumentowany na wielu filmikach na YouTube. W 2014 roku miałem pomysł na podobny system. Teraz będę to kontynuował i wykorzystam algorytmy, które kiedyś napisałem.
WZ: Ok, czyli ktoś cię trochę ubiegł z realizacją tego pomysłu?
PP: Trochę tak. Ale tak naprawdę wtedy po prostu skupiłem się na czymś innym, a teraz powoli do tego wracam.
WZ: Ale teraz też dzięki temu, że ktoś stworzył coś w tej dziedzinie, możesz to udoskonalić, nadbudować coś. Może z tego powstać coś jeszcze bardziej zaawansowanego.
PP: Tak, zdecydowanie. Dziś mam też znacznie większą wiedzę niż w 2014 roku i będę mógł to wykorzystać. Premierę projektu planuję na grudzień.
WZ: W sumie ubiegłeś moje następne pytanie… W takim razie przejdźmy do tej słynnej listy magazynu Forbes „30 under 30” z 2017 roku. Myślisz, że to głównie Matia przyczyniła się do umieszczenia cię na tej liście? To chyba ona uzyskała największy rozgłos?
PP: Tak, choć wcześniej było też kilka innych projektów, ale bez wątpienia to Matia, system audiodeskrypcji otoczenia dla niewidomych, była najgłośniejsza. To był projekt, który robiłem w ramach pracy inżynierskiej na Politechnice Białostockiej. Niemniej na liście uwzględniono całokształt mojej pracy. W 2017 roku inne moje projekty były we wcześniejszej fazie rozwoju i nie zostały jeszcze opisane.
WZ: Jakie na przykład?
PP: Problem jest też taki, że większości mojej pracy… nie widać. Bo są to programy, algorytmy, których nie da się tak ładnie opisać lub jasno przedstawić szerszej publiczności jak rękawicy Matii. Dlatego też najczęściej prezentuję te projekty, które da się wyjąć z torby i pokazać. Ale tak naprawdę jest to tylko jakieś 20% moich prac.
Ale rzeczywiście, Matia cieszyła się i cieszy ogromnym powodzeniem. Jesienią będziemy też wdrażać ten system w Muzeum Podlaskim, o czym wkrótce będzie można usłyszeć więcej. Chcemy wdrażać ją w różnych instytucjach, które z tego miejsca zapraszam do współpracy. Faktem jest też to, że część moich projektów ma bardzo, bardzo wąską grupę docelową.
Jak na przykład niewidomi, którzy jednocześnie mają dostęp do nowoczesnych technologii, smartfonów. Niemniej te projekty znalazły swoje zastosowanie i ogromnie cieszę się, że nie jest to tylko sztuka dla sztuki. Innym przykładem jest np. specjalny syntezator, który stworzyłem dla osoby z autyzmem i osób z Domu Opieki Społecznej w Białymstoku.
WZ: Czy programy, algorytmy, o których wspomniałeś, są obecnie w jakiś sposób wykorzystywane?
PP: Wiele z tych algorytmów to po prostu rzeczy pisane na zlecenie, dla różnych klientów. Sporo tych programów piszę też na własny użytek, aby uczyć się nowych rzeczy lub stosować np. przy uprawie pomidorów.
WZ: Co się wydarzyło od czasu, gdy w 2017 roku wylądowałeś na tej liście „30 under 30” magazynu Forbes? Masz wrażenie, że to coś zmieniło?
PP: Tak, od czasu, gdy Forbes umieścił mnie na tej liście, ruch na moim profilu na LinkedIN wzrósł o 90%, otrzymałem tam masę propozycji od ludzi z całego świata. Nawiązałem też kilka ciekawych współpracy. To wszystko zaowocowało interesującymi kontaktami. Forbes nadal wysyła mi zaproszenia na największe międzynarodowe wydarzenia dotyczące startupów, innowacji na całym świecie, np. do Jerozolimy, Kalifornii… Poznałem masę niesamowitych ludzi. Ponadto obecność na tej liście sprawia też, że jestem czasem nieco poważniej traktowany – gdy np. proszę o jakieś wsparcie. Forbes mnie już niejako zweryfikował i służy to jako świetna rekomendacja
WZ: Słuchaj, wspomniałeś, że ostatnio zacząłeś pracować nad robotem… A co było na drugim końcu tej ścieżki? Od czego zacząłeś?
PP: Pierwsze wynalazki tworzyłem, gdy miałem jakieś 4 lata. Nieco poważniejsze powstawały w wieku 6 lat. To jest w ogóle niezła historia, bo wtedy lubiłem podglądać… znaczy obserwować, mojego dziadka, który był elektrykiem. On był moją inspiracją, bez niego prawdopodobnie nigdy bym się tym nie zainteresował.
WZ: Co z nim wtedy tworzyłeś?
PP: Konstruowałem mrugacze w pudełkach po butach, mrugające lampki choinkowe, kosiarki, miniaturowe odkurzacze, zdalnie sterowane samochody, łodzie… coś à la wynalazki Adama Słodowego. Rozbierałem dziesiątki różnych zabawek. Pamiętam, że kiedyś dostałem wartą kilka tysięcy złotych zabawkową straż pożarną, bardzo wypasiony zdalnie sterowany pojazd. Ten zestaw po dwóch dniach został przeze mnie doszczętnie rozkręcony. Potrzebowałem części do innych wynalazków.
WZ: A co było później?
PP: Później mama zaczęła kupować mi miesięczniki “Młody Technik” i „Elektronika dla Wszystkich”, zacząłem składać zestawy do samodzielnego montażu. Zmontowałem takich ponad dwadzieścia. Później przyszedł czas na własne urządzenia, wynalazki. Od prostych systemów przeszedłem do konstruowania takich rzeczy jak wykrywacze kłamstw. Bezprzewodowe telefony, głośniki… Zakładałem podsłuchy. Dzięki systemowi głośników i starych mikrofonów węglowych, wyjętych z telefonów na korbkę, rozłożonych po całym domu, mogłem siedzieć w pokoju i wiedzieć o wszystkim, co się działo.
WZ: Okej, a czy ludzie w twoim domu o tym wiedzieli?
PP: No… nie zawsze. Przerabiałem też radia, zrobiłem kiedyś nadajnik, który zagłuszał kilka popularnych stacji radiowych w okolicy i odtwarzał jakieś śmieszne piosenki. Kiedy to włączałem, kilka pobliskich ulic nie mogło odbierać normalnie radia.
No a dzięki temu, że dziadek przywoził masę różnych części, narzędzi, to miałem jak się rozwijać i uczyć nowych rzeczy. Na początku konstruowałem masę bezsensownych rzeczy, które często nie działały, ale z czasem tworzyłem coraz bardziej skomplikowane konstrukcje.
WZ: Gdzie w tym wszystkim była szkoła? Pomagała ci w tym wszystkim? A może przeszkadzała?
PP: Hm… Podstawówka na pewno dała mi… podstawy, bo matematyka w elektronice jest bardzo ważna. Myślę jednak, że szkoła przede wszystkim zabierała mi masę czasu z powodu bezsensownych okienek w trakcie zajęć. Do domu wracałem o 17–18 i nie miałem już zbyt wiele czasu na zajmowanie się elektroniką. Na szczęście w gimnazjum i liceum zapisałem się na koła naukowe. Mimo wszystko w tamtym okresie najwięcej nauczyłem się od dziadka i z miesięczników elektronicznych kupowanych przez mamę.
WZ: Czy to w szkole zacząłeś działać jakoś z informatyką?
PP: Sama informatyka w szkołach stała wtedy na dość śmiesznym poziomie, w gimnazjum nie było chyba żadnych kół na ten temat. Ale jednak później dzięki zajęciom nauczyłem się programować i to mnie trochę ukierunkowało. Chociaż moją podstawową działalnością jest elektronika cyfrowa, wiem, że informatyka to obecnie najszybciej rozwijająca się gałąź wiedzy i po prostu warto iść w tym kierunku.
WZ: Co cię przyciąga do informatyki jako takiej?
PP: Chyba właśnie zakres możliwości, jakie oferuje. Bardzo dużo się w niej dzieje. To jest też bardzo obszerna dziedzina, a to co się dzieje obecnie w temacie sztucznej inteligencji jest po prostu niesamowite. Sztuczna inteligencja jest wszędzie – w Facebooku, Spotify, nawigacjach, marketingu. To, co jest tutaj świetne, to to, że próg wejścia jest dość niski – to znaczy nie muszę mieć laboratorium, w przeciwieństwie do fizyka doświadczalnego. Wystarcza mi mój pokój, komputer i dostęp do sieci.
WZ: Masz w planach jakiś kolejny projekt wykorzystujący sztuczną inteligencję?
PP: Tak, pracuję obecnie nad humanoidalnym robotem, który będzie wyglądał tak jak ja, mówił tak jak ja, jego barwa głosu i sposób wypowiadania się będą takie jak moje. Coś takiego można by wykorzystać do syntezowania osób zmarłych, historycznych lub do interakcji np. z osobami chorymi.
A tak bardziej dalekosiężnie to moim marzeniem, jak pewnie każdego, jest skonstruowanie sztucznej inteligencji, która zyskałaby świadomość. Ale to już bardzo odległa wizja i mało realna w pojedynkę, dodatkowo przy ograniczonych zasobach finansowych, obliczeniowych, czasowych itd. Tu potrzeba multidyscyplinarnego zespołu i dużej liczby różnych danych, do których nie mam dostępu, bo nie jestem Microsoftem lub Googlem.
WZ: Jak bardzo odległa?
PP: Dosyć odległa. Zwłaszcza, że nad AI pracują obecnie głównie zespoły specjalistów, a ja preferuję pracę w pojedynkę – jest bardziej w moim stylu, chyba jeszcze nie nauczyłem się pracy w zespole.
WZ: W takim razie informatyka raczej ci służy? Możesz pracować tak jak lubisz.
PP: Tak, to jest duża zaleta, chociaż przy większych projektach albo przy tworzeniu start-upów trzeba już pracować w zespołach. W każdym razie i tak wolałbym to niż pracę w korporacji. Teraz na szczęście jednak nie muszę się tym martwić. Mogę w pełni poświęcić się pracy nad moimi projektami, między innymi dzięki wsparciu Stowarzyszenia Odkrywców Diamentów, które sponsoruje moje projekty i wyjazdy naukowe. To pozwala mi na rozwijanie pasji i pracę nad projektami, które niekoniecznie mają jasne przełożenie biznesowe. Niektóre moje projekty na siebie zarabiały, ale nadal wiele jest w sferze badań, eksperymentów. Chcę mimo wszystko zachować elektronikę i informatykę w sferze pasji, i realizować projekty z pasji, nie chcę skończyć wypalony zawodowo.
WZ: Rozumiem i myślę, że to całkiem zdrowe podejście. A jaką rolę odgrywa w twoim codziennym życiu technologia, internet?
PP: To, nad czym pracuję, powoduje, że muszę cały czas być podłączony do internetu. Najgorsze jest jednak to, że tracę dużo czasu na te Facebooki, YouTube’y i tego typu rzeczy. Zauważyłem ostatnio, że gdy nie mam przy sobie telefonu, zaczynam się źle czuć i wydaje mi się, że on gdzieś tam jest i cały czas dzwoni. Sądzę, że ciężko byłoby mi funkcjonować bez tych technologii, zwłaszcza rozwijać się na polu informatycznym. Ciężko jest się od tego oddzielić, chociaż zdaję też sobie sprawę z negatywnych skutków.
WZ: Wiążesz swoją przyszłość z nowoczesnymi technologiami?
PP: Zdecydowanie, ale nie wiem jeszcze, czy skończę jako programista czy prezes start-upu. W sumie już założyłem start-up. Oprócz tego chciałbym popularyzować technologię. Technologia niesamowicie się rozwija, towarzyszy nam wszędzie, a większość ludzi nie ma o tym pojęcia. Przypominają Buszmenów, którzy rzucają włóczniami w drony – przepaść jest coraz większa. Myślę, że warto jest rozumieć coś, co w dużym stopniu kieruje obecnie naszym życiem. Algorytmy nami sterują. Dlatego za bardzo ważne uważam popularyzowanie właściwego wykorzystywania technologii i znajomości jej ciemnych stron.
WZ: Tak, w tym momencie żyjemy już w świecie tak nasączonym technologiami, że nie jesteśmy w stanie się od nich odseparować, i najlepsze co możemy zrobić, to… starać się rozumieć je jak najlepiej.
PP: Niestety nie każdemu się chce. A obecnie w laboratoriach dzieją się takie rzeczy jak systemy do czytania w myślach, protezy pamięci, interfejsy mózg–komputer. Następuje cyborgizacja człowieka. Może doprowadzi to do powstania człowieka 2.0? Problem w tym, że pojawi się wtedy ogromna przepaść między takimi tworami a nami, co doprowadzi do przerażających sytuacji znanych z filmów sf…
WZ: No cóż: lepiej być na bieżąco. Ogromnie dziękuję ci za rozmowę!