CERT Polska – na straży bezpiecznego internetu

0

Zespół CERT Polska działa w strukturach NASK – Państwowego Instytutu Badawczego. Od początku istnienia zespołu rdzeniem jego działalności jest obsługa incydentów bezpieczeństwa i współpraca z podobnymi jednostkami na całym świecie.

CERT Polska posiada szereg obowiązków wynikających z ustawie o systemie cyberbezpieczeństwa.

Wśród nich:

– reagowanie na zgłoszone incydenty,

– koordynacja obsługi incydentów zgłoszonych przez wskazane w ustawie podmioty, w tym osoby fizyczne, jednostki samorządu terytorialnego i wiele innych,

– wydawanie komunikatów o zidentyfikowanych zagrożeniach,

– współpraca z innymi podmiotami krajowego systemu cyberbezpieczeństwa oraz Siecią CSIRT,

Każda osoba może zgłosić incydent bezpieczeństwa do CERT Polska. W zamian może spodziewać się informacji o tym, w jaki sposób poradzić sobie z zagrożeniem i jakie kroki podjąć. W uzasadnionych przypadkach, CERT Polska może bezpośrednio udzielić pomocy przy ustalaniu przyczyn lub znoszeniu skutków incydentu. Każdy zgłoszony incydent przyczynia się do lepszego zrozumienia charakteru zagrożeń, a w konsekwencji skuteczniejszej pomocy w przyszłości. Warto pamiętać, że informacje dotyczące konkretnych osób zgłaszających incydenty nigdy nie są ujawniane przez CERT Polska bez zgody tych osób

Strona: incydent.cert.pl

Jakie są przykładowe incydenty, z którymi musi radzić sobie CERT?

Utrzymuje się tendencja wzrostowa w liczbie zgłoszeń incydentów. W porównaniu do 2017 roku liczba zarejestrowanych incydentów była większa o 17,5 proc. i wyniosła 3 739. Trzy czwarte z nich dotyczyło osób fizycznych lub podmiotów prywatnych. W 2018 r. trzy najczęściej występujące typy incydentów to phishing, dystrybucja złośliwego oprogramowania i spam. Phishing to kategoria najbardziej wyróżniająca się na tle pozostałych ataków przy czym odsetek tego typu incydentów (ok. 44 proc.) utrzymał się na podobnym poziomie jak w roku 2017. Scenariusze dotyczące podszywania się pod pośredników płatności, stały się w 2018 roku najpopularniejszym atakiem na użytkowników bankowości elektronicznej, powodując znaczne straty finansowe. W 2018 roku scenariusz zaczął być wykorzystywany w klasycznych fałszywych sklepach, szczególnie w końcowej „fazie życia” takiego sklepu. Rośnie liczba złośliwych aplikacji dla urządzeń mobilnych, przede wszystkim z systemem Android. Wiele z nich, między innymi podszywających się pod legalne aplikacje finansowe, dostępnych było do pobrania w oficjalnym sklepie. W dalszym ciągu daje się zauważyć incydenty związane z udostępnieniem w publicznej sieci urządzeń takich jak drukarki sieciowe. Słabe uwierzytelnianie lub jego brak stanowią atrakcyjny cel dla atakujących.

Jak można zabezpieczyć się przed atakami?

O ile nie ma metod pewnych w 100%, znacząco zwiększamy swoje szanse poprzez regularne aktualizowanie systemu i aplikacji a także stosowanie oprogramowania aktywnie chroniącego przed wirusami i niechcianym oprogramowaniem. Ważne jest, aby unikać:

– odwiedzania podejrzanych stron internetowych

– pobierania aplikacji z niesprawdzonych źródeł

– klikania w linki bądź otwierania załączników, jeśli o nie nie prosiliśmy (nawet jeśli przysyłane są z konta osoby znajomej), Przede wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek i krytycyzm względem informacji i komunikatów przychodzących z sieci. Przykładowo, jeśli wiadomość lub wyskakujące okno każe nam podjąć jakieś działanie natychmiast, strasząc konsekwencjami nie zastosowania się do tego polecenia, prawie na pewno jest to próba oszustwa, mająca przekonać nas do podjęcia działania, którego rzeczywiste skutki będą dla nas dalece niepożądane. W przypadku wątpliwości, przed podjęciem jakichkolwiek działań lepiej jest poradzić się zaufanej, kompetentnej osoby. Można też samodzielnie poszukać odpowiedzi, wpisując w wyszukiwarkę treść otrzymanego komunikatu, lub jego charakterystyczny fragment. Bardzo możliwe, że inne osoby zetknęły się już wcześnie z taką sytuacją i opisały w internecie, jak sobie z nią poradzić. Jeśli podejrzewamy, że mamy do czynienia z celowym atakiem (niechciane oprogramowanie lub próba oszustwa), warto zgłosić to na stronie https://incydent.cert.pl.

Każdy znajdzie coś dla siebie – czyli jak dostać pracę w gamedevie – wywiad z Niką Darowską

0
Obraz Pexels z Pixabay

Od czego zacząć, jakie są możliwość, w czym się specjalizować, jak rozwijać swoje umiejętności i budować swoje CV – o pracy w gamedevie rozmawiamy z Niką Darowską, HR managerem w 11 bit studios, które wyprodukowało m.in. takie gry jak This War of Mine i Frostpunk.

DY: Praca w gamedevie to dla wielu osób spełnienie marzeń – czy żeby trafić do branży gier, trzeba być programistą albo grafikiem?

Nika Darowska: Absolutnie nie. Oczywiście te dwie specjalności są bardzo pożądane, jednak trzeba wiedzieć, że do stworzenia gry potrzeba wielu innych specjalistów: game designerów, testerów, pisarzy, dźwiękowców, producentów etc. Oczywiście liczba rośnie wprost proporcjonalnie do skali projektu. Przykładowo samo bycie grafikiem daje bardzo szerokie możliwości wyboru specjalizacji – od concept artysty czy ilustratora, przez grafika tworzącego assety, środowisko w grze lub postaci, po projektanta oświetlenia, efektów specjalnych czy animatora. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli jednak ktoś nie odnajduje się w żadnej z tych profesji, a mimo wszystko chciałby pracować w gamedevie, to nadal ma taką możliwość. Do wypuszczenia gry na rynek potrzeba również specjalistów z innych dziedzin, takich jak PR i marketing – w końcu skądś gracze muszą dowiedzieć się o naszej grze, support do kontaktu z naszą społecznością i wiele, wiele innych…

DY: Jak zdobyć potrzebne doświadczenie, rozwijać umiejętności i budować swoje portfolio, kiedy jest się nastolatkiem?

ND: Zależnie od tego, co dana osoba chciałaby robić w przyszłości, ma różne opcje. Pierwsza to koła zainteresowań w szkołach lub na uczelniach, gdzie można „po godzinach” i wspólnie z osobami o podobnych zainteresowaniach realizować ciekawe projekty. Drugą opcją mogą być kursy online, warsztaty – w dzisiejszych czasach mnóstwo godzin spędzamy, siedząc w internecie. Poza śmiesznymi obrazkami i letsplayami można wyciągnąć z niego bardzo wartościowe treści, np. tutoriale do tworzenia modeli, kursy programowania – możliwości jest cała masa. Kolejną opcją są konkursy przeznaczone dla młodych twórców, takie jak Students Talent Show przy Digital Dragons czy Konkurs Zespołowego Tworzenia Gier Komputerowych. Można w ten sposób zdobyć doświadczenie, wygrać staż lub spotkać twórców gier, którzy mogą coś podpowiedzieć, ocenić pracę czy doradzić, jak zbudować portfolio. Często zdarza się też, że firmy zapraszają do współpracy osoby, które je zainteresują, nawet mimo młodego wieku. Co jakiś czas różne studia publikują też na swoich stronach ogłoszenia o poszukiwaniu focus testerów, czyli osób, które zagrają w grę i ocenią ją przed jej wydaniem. To kolejny sposób na zdobycie doświadczenia, które można potem wpisać w CV. Oczywiście udział game jamach też jest mile widziany. Myślę, że mogłabym tak wymieniać jeszcze długo – najważniejsza jest jednak praca własna i pasja do gier.

DY: A tester gier – czy to dobry pomysł na start?

ND: Tester jest często wybieraną profesją, żeby dostać się do branży. Dużo osób wybiera na start firmy specjalizujące się w testowaniu gier lub tzw. lokalizacji, żeby potem ze zdobytą wiedzą i doświadczeniem przejść do studia tworzącego gry. Nie znaczy to jednak, że praca testera nie jest wymagająca – potrzeba dużej odpowiedzialności, cierpliwości, dokładności i „dobrego oka”. Bycie testerem daje możliwości dalszego rozwoju, zarówno w dziale QA, jak i pozostałych.

DY: Jak wygląda rekrutacja? Kogo szuka gamedev?

ND: Rekrutacja różni się w zależności od firmy i stanowiska. Czasem od kandydata wymaga się rozwiązania zadania testowego, czasem wystarczy sama rozmowa. Na pewno zwracamy uwagę na CV i (o ile stanowisko tego wymaga) portfolio. Bardzo ważne jest, żeby CV było czytelne, a zawarte w nim informacje pokazywały jak najlepiej nasze umiejętności i doświadczenie. No i najważniejsze – informacje muszą być zgodne z prawdą. Nie ma sensu kreować swojego doświadczenia na większe, niż jest w rzeczywistości. Lepiej być kandydatem mniej doświadczonym, ale wiarygodnym. A kogo szuka gamedev? Ludzi kreatywnych, pracowitych, kochających gry – może to brzmieć ogólnikowo i nieco górnolotnie, ale to właśnie prawda. Myślę, że bez tego nie da się związać z branżą na dłużej.

DY: Co jeszcze powinna wiedzieć osoba, która planuje karierę w tej branży?

ND: Że to praca wymagająca, ale z pewnością dająca mnóstwo satysfakcji.

DY: Dziękujemy!

Kreatywni

0

Kreatywność to również umiejętność inspirowania się innymi – dlatego w tym artykule przedstawiamy dwójkę artystów – Sylwię Bombę i Marka Madeja.

Autorka: Sylwia Bomba – Ilustratorka i koncept artystka, laureatka prestiżowych konkursów ilustratorskich, współpracowała m.in. ze studiami Disney i Pixar, a także takimi markami jak Coca-Cola, Barbie, Looney Tunes i Chupa Chups.

DY: Jak się nauczyłaś tego, co potrafisz? Od czego najlepiej zacząć?

Sylwia Bomba: Kiedy człowiek odkrywa w sobie zamiłowanie do danej dziedziny, rodzi się w nim kreatywność. Pobudza ona nasze ambicje i wszędzie szukamy ich ujścia. Nawet jeśli nie mamy szans na wymarzone studia lub jesteśmy za młodzi na niektóre kursy, zaczynamy przemeblowywać swój wszechświat, by sięgnąć gwiazd. Człowiek najwięcej uczy się poprzez samodoskonalenie. Kiedy poczułam, że wiem, co chcę robić w życiu, nie miałam w pobliżu idealnych szkół czy kursów, by się rozwijać. Byłam jeszcze dorastającym dzieciakiem. Co zatem mogłam na malutkim osiedlu w małym mieście? Sięgałam po książki, internet, wiedzę historyczną o sztuce. Wszystko po to, by zrozumieć, co kierowało wszystkimi znanymi nam artystami. Szkicowałam na papierze, a jak się kończył, to na drewnie, malowałam obrazy na ścianach u dziadków, przemalowywałam stare krzesła – robiłam wszystko, co mogło poszerzyć moje wyczucie koloru i wrażliwości na sztukę. Nie ograniczałam się do standardów. Szkicowałam na żywo na rynku, obserwowałam każdą sekundę życia wokół mnie. Nie ma idealnego przepisu na start – trzeba po prostu postawić ten pierwszy krok. Samemu. Nikt go za nas nie zrobi. Ważną rolę odgrywają systematyczność i konsekwencja. Najwięcej sukcesów odnieśli ludzie, którzy się uczyli sami, na własną rękę. Dlaczego? Bo ci, którzy mają wszystko podane na tacy, nie znają smaku potu, łez i pokory. To wszystko sprawia, że nie są w stanie walczyć o to, co otrzymali od losu. Im więcej przeszkód, tym wyżej się wzniesiemy, kiedy będziemy gotowi latać. Upadki też się zdarzają, nawet najlepszym. Jest to część procesu nauki i powinniśmy zawsze być na to gotowi. Zaczynanie czegoś drugi raz uczy nas spostrzegania świata z innej perspektywy. Wszystko ma swój cel, nic nie dzieje się przypadkiem.

DY: Co cię inspiruje? Jak rozwijasz swoją technikę?

SB: Moim głównym napędem do tworzenia są emocje i wspomnienia. One motywują mnie do przelewania wszystkiego w kolor i kształt. Czasem do inspiracji wystarczy dobra muzyka, natura lub lektura dotycząca historii sztuki. W pracy zawodowej trzeba być zawsze zorganizowanym, by wysłać skończoną prace w terminie. Obowiązkowość jest niezwykle ważna, jednak nie ważniejsza niż umiejętność wyważenia ciężkiej pracy i odpoczynku. Przepracowanie jest równie złe jak lenistwo. Przed konkretną pracą trzeba wyznaczyć sobie czas na relaks i inspiracje – gorącą herbatę i klimatyczną muzykę. Wszystko nastraja i przygotowuje do przeczytania briefu i otworzenia nowego rozdziału. Potem następuje praca i skupienie. Pierwsze szkice na papierze, zarysy scen, postaci – opracowanie ich charakteru, możliwości. Kiedy pomysł nabiera kształtów i sensu, przenoszę go na komputer i zaczynam dopieszczać każdy szczegół projektu. Elastyczność jest niezwykle ważna – umiejętność używania sztuk cyfrowych na zmianę z tradycjnymi pomaga w procesie tworzenia. Najważniejsze, żeby nie bać się doświadczać. Każdy nowy projekt powinien być kolejną możliwością doświadczenia czegoś nowego, co pozwoli nam czasem wyjść z naszej strefy komfortu.

Marek Madej – ilustrator, artysta koncepcyjny, pracuje dla CD Projekt RED. Wcześniej pracował m.in. nad Melancholią Larsa von Triera i The Lost Town of Switez Kamila Polaka.

DY: Jak się nauczyłeś tego, co potrafisz? Jak wypracowałeś swój własny styl?

Marek Madej: Pierwszą rzeczą potrzebną do tego, żeby czegoś się nauczyć, jest fascynacja. Coś, co sprawi, że będzie nam się chciało danym tematem zajmować każdego dnia. Można oczywiście się też do czegoś zmusić lub spróbować wypracować rutynę, ale do tego potrzebny jest jakiś konkretny cel. W uczeniu się rysunku najważniejsza jest powtarzalność, która wypracowuje między innymi koordynację oko–ręka. Najprościej ujmując, nieważne, czego chcielibyśmy się nauczyć – pierwszym krokiem będzie podjęcie działania. Na początku rysowałem postacie z ulubionych animacji i komiksów. Potem przyszło rysowanie ze zdjęć. Ćwiczenia z martwej natury. Poza samym rysowaniem istotne jest też zgłębianie i rozumienie teorii. Lepiej skupić się na pojedynczych tematach, niż próbować nauczyć się wszystkiego naraz. Jest tego najzwyczajniej za dużo. Nieważne, od czego się zacznie.
Gdy odkryłem malarstwo cyfrowe i dostałem swój pierwszy tablet, nie było – tak jak teraz – bardzo łatwo dostępnych w sieci informacji. Dzisiaj wystarczy wejść na Youtube, aby znaleźć film, w którym ktoś wytłumaczy nam dowolny temat. Największym problemem jest selekcja i wybór najlepszego materiału. W moim przypadku uczenie się w tamtym momencie sprowadzało się do dzielenia się pracami w sieci i czytaniu komentarzy z uwagami. Informacje w sieci związane z malowaniem były bardzo znikome i nie zawsze wartościowe, a jakość książek o rysunku też pozostawiała wiele do życzenia. Nie przeszkadzało mi to oczywiście w czerpaniu z wszelkich dostępnych materiałów. W byciu samoukiem największym wyzwaniem jest znalezienie właściwego źródła wiedzy. To, że uczyłem się w głównej mierze sam, sprawiło, iż popełniałem wiele błędów lub niektóre rzeczy robiłem niewłaściwie. Dzisiaj moja praca nie polega tylko na rysowaniu czy malowaniu cyfrowo. Moim głównym zajęciem jest przede wszystkim projektowanie wizualnych aspektów gier. Wiąże się to z wieloma umiejętnościami i wiedzą z różnych dziedzin. Rysunek jest po prostu narzędziem, którego używam do projektowania.

DY: Jak rozwijasz swoją technikę?

MM: Jestem przede wszystkim ciekawy świata. To pomaga także w eksploracji w obrębie własnej techniki. Staram się podchodzić do każdego projektu indywidualnie i przy okazji – jeśli tylko mogę – eksperymentuję. A gdy nie ma na to miejsca, staram się zastosować taką metodę pracy, która będzie najbardziej efektywna.
Ciężko jest robić daną rzecz za każdym razem w ten sam sposób i oczekiwać, że rezultaty będą inne. Oczywiście w kwestiach rysunkowych można wypracowywać sprawniejsze posługiwanie się rysunkiem, ale tutaj też potrzebna jest analiza własnej pracy i próba odpowiedzenia sobie, co tak naprawdę w danym projekcie moglibyśmy zrobić lepiej. Czasem warto zapytać o opinię kogoś innego. Taka osoba prawdopodobnie zwróci uwagę na elementy, o których nie pomyśleliśmy w trakcie pracy. W przypadku moich prywatnych projektów lubię czasem wrócić do pracy po przerwie. Pozwala mi to nabrać dystansu do własnej twórczości i dzięki temu poprawić błędy, na które nie zwróciłem uwagi w trakcie powstawania projektu.

Time Graphics – stwórz oś czasu

0

Time Graphics to aplikacja webowa do tworzenia efektownych osi czasu, na których można wizualizować różnorodne dane lub informacje. Narzędzie to może być bardzo przydatne do nauki lub tworzenia szkolnych projektów.

Time Graphics można wykorzystywać do różnych celów. Aplikacja pozwoli wizualizować różnorodne tematy oraz pomaga zrozumieć złożone zagadnienia. Narzędzie umożliwia uporządkowanie wydarzeń historycznych lub logiczne przedstawienie wybranego procesu np. procesu legislacyjnego.

Oś czasu tworzona za pomocą Time Graphics może składać się z tekstu, grafiki, zdjęć, filmów, wykresów i innych. Stworzony wykres można na różne sposoby modyfikować edytować wszystkie jego elementy np. tło.

Gotową oś czasu można pobrać m.in. jako plik PDF, Doc, PPT, TXT, PNG, JPG. Dla użytkowników dostępna jest także baza stworzonych wcześniej osi czasu.

Time Graphics dostępny jest w języku angielskim

Urządzenie do zapobiegania samotności

0

Jak stworzyć swoje własne urządzenie, które przezwycięży samotność mieszkańców wielkich miast? I na dodatek zrobić to własnoręcznie, bez wielkich linii produkcyjnych i wydawania milionów monet? Przeczytajcie, jak zabrali się do tego projektu uczniowie warszawskich szkół średnich.

Spotkali się w FabLab powered by Orange, nowoczesnej pracowni przy ulicy Twardej w Warszawie. Są tam drukarki 3D i plotery laserowe, ale też stolarnia, pracownia elektroniki i zaplecze krawieckie.
Zaczęło się od wycieczki po FabLabie i poznania możliwości wszystkich sprzętów. Wystarczy odrobina wyobraźni, żeby wpaść na pomysł, co każdy z nas mógłby wydrukować na drukarce 3D czy wyciąć z drewna sterowanymi komputerowo urządzeniami. A jeśli jeszcze dołożymy do tego elektroniczny mózg… Otwierają się szerokie przestrzenie wypełnione przedmiotami, które tylko czekają, by je wymyślić!
Kolejnym etapem był konkurs. Chodziło o to, by zaproponować twórcze rozwiązanie problemu, który dotyka wielu z nas – samotności w mieście. Pojawiło się wiele pomysłów, cztery z nich zostały nagrodzone, a ich autorzy opracowali kreatywnośćprototypy. Przeczytajcie, jakie niezwykłe przedmioty stworzyli uczniowie warszawskich szkół średnich.

fot. Maciej Krüger

Głośnik Interakcyjny – Konrad Wieczorek

– Zadanie głośnika to podprogowo zbliżać ludzi – mówi Konrad Wieczorek, autor projektu. Jest to niewielki głośnik w eleganckiej drewnianej obudowie umieszczony na przystanku autobusowym. Urządzenie w równych odstępach czasu odtwarza teksty, które powodują jakąś reakcję słuchaczy. Mogą szokować, prowokować, dziwić, cieszyć. Ważne, żeby stojący obok siebie obcy ludzie zaczęli rozmowę i przełamali niezręczną ciszę, podnosząc głowy znad smartfonów. Typy komunikatów zależą też od pory dnia (np. rano – „chodźmy na kawę!”). W ten prosty sposób urządzenie może przyczynić się do zawiązania wielu przypadkowych znajomości.

Rouletter – Piotr Paweł Adamczyk, Adrian Jobda, Jan Lepak

Projekt Rouletter zakłada stworzenie w mieście sieci skrytek na listy. Każda skrytka jest podłączona do WiFi i wyposażona w siłowniki, dzięki którym może być zdalnie otwierana i zamykana. Skrytki są zintegrowane z aplikacją. Połączenie systemu z mechanizmem gry pozwoli na interesującą zabawę polegającą na wymianie tradycyjnych, papierowych listów z osobami z okolicy, co może integrować różne środowiska i pokolenia. Projekt świetnie nadaje się do gier miejskich, imprez firmowych czy integrowania lokalnych społeczności.

fot. Maciej Krüger

Lightray – Michał Burza, Aleksander Wyżykowski, Jakub Łastowiecki, Jan Szczepaniak

Każdy zna problem chodzenia w fastfoodzie między stolikami i szukania wolnego miejsca. Ponadto nigdy nie wiemy, jak ktoś zareaguje na pytanie: „czy mogę się przysiąść?”. Lightray to taca, która jest wyposażona w LED-y świecące trzema kolorami. Użytkownik wybiera kolor, wciskając odpowiedni guzik. Przekazuje wówczas innym jeden z trzech prostych komunikatów: „zapraszam, przysiądź się do mnie”, „jeśli chcesz, możesz się do mnie przysiąść” lub „chcę zjeść sam”. Taca ma dwie funkcje – pomaga gościom restauracji przełamać pierwsze lody, a restauracji zapewnia większą przepustowość dzięki mniejszej liczbie wolnych miejsc przy stolikach zajętych przez tylko jedną osobę.

LUX, Adrian Szewczak

LUX to projekt opaski, która ma ułatwić pierwszy kontakt z innymi ludźmi. Każdy użytkownik może jej kolorem wyrazić swoje emocje i chęci. Może być to pierwszy temat do rozmowy z nieznajomym. Samo urządzenie nie wykona pracy za człowieka, który musi się postarać, przełamać, przedstawić. LUX odpowiada na problem spotykający wiele osób z młodego pokolenia, czyli po prostu trudność z tym pierwszym podejściem i rozpoczęciem znajomości – mówi Adrian Szewczak, autor prototypu.

A ty? Jakbyś rozwiązał problem samotności w swojej społeczności lokalnej?
Jeśli zaciekawiły cię te projekty, wejdź na
www.FabLabTwarda.pl i odwiedź FabLab powered by Orange osobiście!

Jak odnaleźć się na rynku pracy?

0

Autorka: Jvlia Święch

Cześć, szukam pracy

Tak się to wszystko zazwyczaj rozpoczyna. W momencie, kiedy stwierdzasz, że szukasz pracy, warto się najpierw zastanowić – po co? Co potrafisz i masz do zaoferowania, a czego chcesz się nauczyć? W czym chciałbyś(-abyś) się podszkolić, dlaczego chcesz dołączyć do danej organizacji? W osiągnięciu celu pomoże ci też wizja siebie – sposób bycia, wyznawane wartości, zainteresowania i pasje. Szukanie pracy może być bardzo frustrujące, jeśli nie wiesz, czego chcesz, lub czekasz na samoistne pojawienie się płatnych, spersonalizowanych propozycji od pracodawców. To ty w dużej mierze wpływasz na to, co znajdziesz w internecie, do kogo napiszesz i w jaki sposób przedstawisz swoją ofertę. Jeśli nie znajdujesz odpowiedniej dla siebie pracy, to po prostu ją stwórz. Napisz mail, w którym wyjaśnisz dlaczego chcesz pracować w danej organizacji, co oferujesz od siebie i czego chciałbyś(-abyś) się w niej nauczyć. Skontaktuj się z mentorami, autorytetami – osobami, które mają więcej kontaktów w branży – i zapytaj ich lub poproś o pomoc w znalezieniu czegoś fajnego dla ciebie. Stwórz swoją pracę i działaj dalej.

Tworzenie swojego portfolio

Kiedy pierwszy raz postanowiłam spróbować pracy w większej organizacji, jedyną rzeczą, którą znałam była budowa CV i listu motywacyjnego, nauczona na pamięć na lekcji języka polskiego w gimnazjum. Wygooglałam inne sposoby ich napisania, ale za wiele mi to nie pomogło. Stwierdziłam, że po prostu napiszę, dlaczego chciałabym gdzieś pracować, i dorzucę swój życiorys, napisany w klasycznej formule CV. Dopiero potem odkryłam inne sposoby na prezentację siebie oraz swoich działań, czyli strony internetowe i portfolio. Stworzyłam swoją stronę www, wykorzystując platformy, które oferują proste projektowanie, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat programowania komputerowego (np. Weebly, WIX, WordPress). Opisałam rzeczy, którymi się zajmuję, wrzuciłam zdjęcia, linki i opublikowałam całość. Do dzisiaj przydaje mi się ona w nawiązywaniu kontaktów i informowaniu nieznanych osób o rzeczach, którymi się zajmuję.

Kto patrzy na media społecznościowe?

Na pewno patrzą rekruterki i rekruterzy. Media społecznościowe są w dzisiejszych czasach twoją drugą wizytówką. Zazwyczaj pracodawcy przeglądają Facebooka, LinkedIna i Instagrama potencjalnego kandydata, żeby dowiedzieć się więcej o nim, jego kontaktach, stylu życia i doświadczeniu. W XXI wieku publikacja swoich działań w sieci oraz aktywność w branży, w której zamierzasz pracować, są dość istotne. To dzięki nim możesz dotrzeć do większej grupy odbiorców, poznać mentorów i mentorki oraz znaleźć inspiracje. Poza tym możesz wykorzystywać media społecznościowe do networkingu, czyli poznawania nowych ludzi. Może jest ktoś, kto interesuje się podobnymi rzeczami, co ty, i mieszka trzy ulice dalej? A może umówicie się na kawę i pogadacie?

Kompetencje przyszłości

Pracodawcy zwykle nie szukają już pracowników z wykształceniem i latami doświadczenia w zawodzie. Według raportu World Economic Forum do kompetencji przyszłości należeć będą między innymi inteligencja społeczna i emocjonalna oraz łączenie wielu umiejętności. Dziś nie musimy skończyć trzech kierunków studiów, żeby zacząć gdzieś pracować – możemy to zrobić, będąc już w liceum. Technologia oferuje dziś alternatywy dla studiów: można korzystać z kursów online przygotowanych przez najlepsze światowe uniwersytety, uczestniczyć w webinarach i seminariach oraz chodzić na wydarzenia organizowane przez różne instytucje w swoim mieście. Możesz też śmiało zapomnieć o pracowaniu w jednym zawodzie przez całe życie – z badania pokolenia Z (osoby urodzone po 2000 roku) przeprowadzonego przez Sparks & Honey wynika, że ponad 60% nastolatków ma pewność, że zanim skończą 30 lat będą kilka razy zmieniać zawód i pracę. Pokolenie dzisiejszych młodych za parę lat radykalnie zmieni funkcjonowanie rynku pracy. Możesz się nad tym zastanowić i pamiętać, aby brać to pod uwagę w trakcie podejmowanych przez ciebie działań.

Aktywność i działanie

Bycie aktywnym(-ą) w danym środowisku bardzo pomaga w znalezieniu pracy lub potencjalnych współpracowników. Otwarte wydarzenia, targi, festiwale i różnego rodzaju warsztaty czy szkolenia są dziś dostępne na wyciągnięcie ręki. Inną opcją uczenia się jest korzystanie z bibliotek i YouTube oraz np. oglądanie filmów dokumentalnych i naukowych. Jeśli jeszcze nie wybrałeś(-aś) branży czy dziedziny, którą chciałbyś(-abyś) się teraz zająć, możesz próbować różnych rzeczy i sprawdzić, co ci się najbardziej podoba. Kompetencje, które zdobędziesz w trakcie działania, mogą się przydać w wielu organizacjach, a ty zyskasz dzięki temu doświadczenie i znajomości. Rynek pracy zmienia się wraz z rozwojem technologii, więc nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał za 30 lat. Ucz się, obserwuj świat, próbuj i działaj. I wkraczaj śmiało na rynek pracy.

Jak testować swoje marzenia?

0
Obraz Bessi z Pixabay

Pewnie słyszeliście o marzeniach. Czymś, co się pewnie nie zdarzy, ale mamy to schowane w swojej głowie. Księżniczka lub książę, rycerz czy rycerka na białym koniu, który/która zabierze nas w inną rzeczywistość. Podróż w nieznane, rzucenie wszystkiego i wyjechanie poza Bieszczady. Stworzenie swojej idealnej firmy lub rozwiązanie każdego problemu istniejącego na świecie. To co, zaczynamy testowanie?

Autorka: Jvlia Święch

Start. Najpierw możemy się zastanowić, co chcielibyśmy zrobić. Czy jest coś, co chciałeś(-aś) od dawna stworzyć? Co stoi na przeszkodzie, żeby to zrobić, tu i teraz? Pomyśl nad tym, czego chciałbyś(-abyś) się nauczyć lub co chcesz poprzez to osiągnąć. Zapisz te rzeczy, a potem zastanów się, jak najprościej możesz to zrobić. To naprawdę nie musi być idealne i perfekcyjne – wystarczy, żeby zadziałało, udoskonalić możesz to potem. Wykorzystaj do tego te rzeczy, które masz wokół siebie, i swoje otoczenie. Chodzi tu o prototyp twojego marzenia, który da ci energię, żeby działać z nim dalej.

Omijaj przeszkody

Jeśli szkoła stoi ci na przeszkodzie, sprawdź, jakie masz alternatywy. Może wystarczy spędzić dziennie godzinę mniej na Instagramie albo przejść na edukację domową? Sama przez dłuższy czas zajmowałam się swoimi projektami po szkole, a w liceum zdecydowałam się spróbować edukacji alternatywnej. Ucząc się w domu, zorientowałam się, jak wiele czasu mogę zagospodarować inaczej, mniej go przy tym tracąc. Poznałam mnóstwo ludzi, uczestnicząc w wydarzeniach w swoim mieście, i stwierdziłam, że spokojnie znajdę czas na pracę w większej organizacji na pół etatu. Napisałam do fundacji start-upowej w Warszawie i dzień po rozmowie kwalifikacyjnej dostałam pierwszą w życiu stałą pracę. Kolejne marzenie przetestowane.

Czas start!

Ale jak zacząć? Jeśli nie masz zbyt wiele przedsięwzięć do wpisania w swoje CV, napisz szczerze, że dopiero zaczynasz życie zawodowe. Jeśli nigdy nie tworzyłeś(-aś) strony internetowej, spotkaj się z kimś, kto już to robił, lub obejrzyj tutoriale w internecie. Jeśli nie wiesz, czy ktoś kupiłby rzecz, którą wykonałeś(-aś), zapytaj o zdanie osoby siedzące obok w kawiarni lub szkolnych znajomych na korytarzu. Ludzie i non stop rozwijająca się technologia oferują nam dziś coraz więcej możliwości działania. Przez media społecznościowe można napisać do mnóstwa osób lub organizacji, a na Facebooku odnaleźć wydarzenia odpowiadające naszym zainteresowaniom i skupiające ludzi z danej branży. Wystarczy jedynie nauczyć się z tego wszystkiego korzystać i zacząć używać w praktyce.

Spotykaj osoby, które podziwiasz

Wracając do tematu ludzi. Może jest ktoś, kogo podziwiasz za to, co robi? Kiedy byłam w gimnazjum, razem z moją najlepszą przyjaciółką chciałyśmy dotrzeć do osób, które były dla nas autorytetami i które podziwiałyśmy za to, co robią. Postanowiłyśmy stworzyć kanał na YouTube, gdzie przeprowadzałybyśmy krótkie lub dłuższe wywiady z rozpoznawalnymi osobami, które nas inspirowały. Znajomi w szkole powiedzieli nam, że nie ma szans, żebyśmy do nich dotarły, bo nie mamy skończonych studiów dziennikarskich, doświadczenia w tym zawodzie, a przede wszystkim znajomości w branży. Wysyłałyśmy dziesiątki maili z prośbą o krótką rozmowę, dzwoniłyśmy do menadżerek i menadżerów artystów. Udało się. Miałyśmy dwa telefony, dyktafon, komputer i zero doświadczenia w prowadzeniu wywiadów, operatorce, reżyserii czy montażu, ale mimo to przeprowadziłyśmy około 20 wywiadów z osobami, o których spotkaniu mogłyśmy tylko marzyć, nudząc się na lekcji w szkole. Z Krakowa pojechałyśmy pociągiem do Słupska porozmawiać z Robertem Biedroniem, na festiwalu Off Camera udało nam się złapać Anję Rubik, a na Męskim Graniu dostałyśmy akredytacje medialne, chociaż nie miałyśmy ukończonych 18 lat. Czy bałyśmy się, że nam się nie uda? Oczywiście. Postanowiłyśmy jednak nie myśleć o tym, czy wyśmieją nas znajomi, ilu będziemy mieć hejterów w sieci i czy uda nam się nagrać wywiad jednym iPhonem. Całość wyszła, jak wyszła – nie osiągnęłyśmy popularności, a wszystkie wywiady wydają mi się teraz śmieszne i do bólu amatorskie, ale cały projekt nauczył mnie, że z odwagą i dystansem do siebie nie ma rzeczy niemożliwych.

Próbuj, próbuj, próbuj

Testowanie marzeń jest trochę stylem życia. Próbowanie wielu rzeczy (czasem naraz!) i uczenie się w trakcie realizacji projektów nauczyło mnie zarówno samodzielności, jak i współpracy w zespołach, natomiast bycie elastycznym i zdolność wykorzystywania różnych umiejętności w praktyce przydaje mi się dzisiaj w każdej organizacji. Zawód testera czy testerki marzeń to praca oparta na wierze w siebie, odwadze i sprawczości, a także na znajdowaniu celu i bawieniu się dobrze w drodze do niego, nie przestając próbować nowych rzeczy. Nie jest to talent ani cecha wrodzona – każdy z nas może zacząć to praktykować. Testowanie bywa smutne i wesołe, są wzloty i upadki, porażki i sukcesy – tak jak w życiu każdego. Rada ode mnie? Nie rezygnuj z marzeń – znajdź je, sprowadź powoli na Ziemię i przetestuj.

Kreatywność uwielbia swobodę – wywiad z Magdą Chołyst

0
Obraz TeroVesalainen z Pixabay

Magda Chołyst – Coach, edukatorka, założycielka pracowni Artist in Bloom. Na co dzień pracuje z artystami i twórcami kultury. Pomaga w projektowaniu kariery i radzeniu sobie z najważniejszymi wyzwaniami w życiu twórczym: realizacją celów, organizacją pracy, zarządzaniem czasem czy budowaniem pewności siebie. Prowadzi sesje indywidualne, warsztaty i wykłady na uczelniach artystycznych. Magdę znajdziesz na FB i IG pod szyldem „Artist in Bloom”

DY: Dużo się słyszy o kreatywności, o tym, że powinniśmy być kreatywni – czym tak naprawdę jest kreatywność?

Magda Chołyst: Mówi się, że kreatywność to zdolność do tworzenia nowych i oryginalnych myśli, koncepcji czy rozwiązań. Tak naprawdę jednak proces kreatywny polega bardziej na tworzeniu nowych połączeń tego, co już znamy. Weźmy na przykład post-ity – popularne samoprzylepne karteczki do robienia notatek, które niegdyś zrewolucjonizowały codzienną organizację pracy na całym świecie. W zasadzie to zwykły kolorowy papier i odrobina kleju. A jednak ich twórca, Arthur Fry, wpadł na pomysł, żeby bardzo słaby, niezostawiający śladów klej znalazł się na cienkim pasku na odwrocie karteczek, które razem tworzą poręczny bloczek. Zwróć uwagę, że dziś, aby poradzić sobie z listą zadań, często używamy aplikacji, które bazują na pomyśle post-itów. To właśnie jest kreatywność, nowe połączenie istniejących już w świecie rzeczy. Każda nowa aplikacja czy technologiczny wynalazek bazuje na tym procesie.
Amerykański artysta Austin Kleon mówi nawet, że kreatywność to nic innego, jak twórcza kradzież. Kiedy powstaje nowatorskie dzieło sztuki, zazwyczaj jest wynikiem tego, co autor wcześniej zobaczył, czym się inspirował również u innych artystów i co później przetworzył w interesujący sposób.
Wspomniałaś, że dużo się dziś mówi o tym, że „powinniśmy” być kreatywni. Faktycznie, nasza współczesna kultura kładzie ogromny nacisk na twórcze myślenie. Nasz świat niesamowicie szybko się zmienia. Globalizacja, postęp technologiczny i zwiększająca się liczba ludności powodują tak ogromne zmiany w tak szybkim tempie, że już nikt nie jest w stanie dokładnie przewidzieć, jak będzie wyglądało nasze życie za, powiedzmy, 15 czy 20 lat. Dlatego właśnie kreatywność staje się tak pożądaną umiejętnością, ponieważ pozwala łatwiej się adaptować do nieustannie zmieniającej się rzeczywistości. Z tą „powinnością” jednak należy bardzo uważać. Kreatywność bowiem uwielbia swobodę, zabawę czy przyjemność. Przymus, presja i wysokie oczekiwania to jedne z największych blokad kreatywności.

DY: Czy każdy może być kreatywny?

MC: Tak! Absolutnie każdy. To po prostu wynika z naszej natury, kreatywność to typowo ludzka domena. Popatrz choćby na kwestię jedzenia. Zwierzęta, jeśli chodzi o pożywienie, przez setki lat jakoś wybitnie się w tej kwestii nie rozwinęły. Wciąż główną rolę odgrywa instynkt. A my, ludzie, do naszej naturalnej potrzeby zaspokajania głodu zaprzęgliśmy kreatywne myślenie. Dzięki temu wymyśliliśmy setki sposobów zdobywania, przetwarzania, produkowania i konsumowania jedzenia. Nasze twórcze myślenie spowodowało, że stworzyliśmy całe kultury wokół jedzenia.
Oczywiście, możemy potraktować kreatywność również jako cechę. Wówczas, jedni rodzą się z naturalnie bardziej rozwiniętą kreatywnością, inni – z mniej. Badania pokazują na przykład, że artyści, naukowcy czy projektanci to najczęściej osoby, których zmysły są podatniejsze na bodźce z otoczenia – obrazy, dźwięki czy zapachy. Sama obserwacja rzeczywistości pobudza ich do kreatywnego myślenia. Takie osoby tworzą też mniej oczywiste skojarzenia.
Warto jednak pamiętać o tym, że kreatywność jest rodzajem myślenia, który możemy rozwijać we wszystkich sferach życia i w każdym wieku. Twórcze myślenie jest jak mięsień – im więcej go trenujesz, tym bardziej jest sprawny i pożyteczny. Jak słyszę czasem, że ktoś jest mało kreatywny, wiem, że jest to raczej kwestia okoliczności, wiary w siebie albo czystych chęci. Czasem ktoś po prostu nie ma warunków, aby ten wielki zasób rozwinąć, np. żyje w rodzinie, gdzie kreatywność kojarzy się z bujaniem w obłokach, brakiem powagi czy bezproduktywnością. A przecież to taka praktyczna umiejętność! Im bardziej jesteśmy kreatywni, tym lepiej radzimy sobie w życiu.

DY: Od czego zacząć pracę z naszą kreatywnością i jak się w tym obszarze rozwijać?

MC: Warto zacząć od zmiany nawyków i zadbania o różnorodne doświadczenia. Mózg jest z natury dość leniwy – jeśli nie dostarczymy mu nowych bodźców, będzie raczej podążał starymi, dobrze znanymi szlakami. Jeśli więc szukasz oryginalnego pomysłu, zrób coś inaczej. Umyj zęby inną ręką niż zazwyczaj, pójdź do szkoły inną drogą, odwiedź miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byłaś, choćby raz w tygodniu zrób coś, czego jeszcze nie robiłaś.
Ważne przy tym, aby siebie obserwować i odkrywać, co nas inspiruje, co działa naprawdę stymulująco. Każdą i każdego z nas pobudza kreatywnie coś zupełnie innego. Mnie na przykład cisza, kontakt z naturą i czytanie. Kogoś innego dynamiczna muzyka, gwarna kawiarnia i rozmowy z ciekawymi ludźmi. Choć rozmowa z innymi ludźmi jest źródłem kreatywności dla większości z nas. Kreatywność lubi zderzenia z innymi punktami widzenia i wymianę doświadczeń. Jeśli chcemy być twórczy, warto opowiadać o swoich pomysłach innym, wymieniać się wrażeniami, robić burze mózgów. Już same te aktywności są czystą kreatywnością – tworzeniem nowych połączeń tyle, że między ludźmi.
Jest też cała masa prostych ćwiczeń, które są dla naszej kreatywności jak poranna gimnastyka dla ciała. Ja bardzo lubię układanie prostych scenariuszy. Losujesz kilka przypadkowych słów i w ciągu kilku minut musisz wymyślić krótką historię, która te słowa łączy. Jaka opowieść powstałaby na przykład ze słów: żaba, kimono, młotek, podróżnik i jezioro?
Warto pamiętać, że kreatywność to nie tylko wielkie idee, wynalazki czy sztuka. Czasem największym darem kreatywności jest np. spojrzenie na trudną sytuację z innej strony i dzięki temu znalezienie nowego rozwiązania lub stwierdzenie, że ta sytuacja wcale nie jest taka dramatyczna. O, to jest dopiero kreatywność!

DY: Pracujesz z artystami, co według ciebie jest największą przeszkodą w byciu kreatywnym na co dzień?

MC: Jedną z największych przeszkód jest krytyk wewnętrzny – ten cichutki głos w naszej głowie, który podcina nam skrzydła, podważa nasze umiejętności i wiarę w siebie. Ten sabotażysta naszych twórczych poszukiwań niestety często rozwija się w szkole i w domu. Obecny system szkolnictwa nie daje nam zbyt wiele przestrzeni na samodzielne myślenie i popełnianie błędów, które są przecież bardzo istotnym elementem procesu kreatywnego. Kiedy w takim duchu rozwijamy się wiele lat, często opuszczamy szkołę w poczuciu, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, że inni na pewno robią wszystko lepiej albo robią to tak, jak „powinno” być zrobione. Artyści muszę jeszcze dodatkowo nasłuchać się o tym, jaki to niepoważny zawód wykonują i że powinni się zabrać za „prawdziwą” pracę. Rodzi się w nich wówczas wewnętrzna presja, że aby zdobyć szacunek i być kompletnym człowiekiem, muszą osiągnąć wielki sukces oraz udowodnić innym swoją wartość.
Jako coach staram się wtedy pomóc twórcom zbudować zdrową pewność siebie i umiejętność widzenia oraz wykorzystywania swoich mocnych stron i talentów niezależnie od momentu, w którym są. To pomaga im się odblokować i zazwyczaj – bardzo naturalnie – kariera rusza do przodu.
Jeśli słyszymy w swojej głowie, ten cichutki głosik, który mówi „Nie dasz rady, jesteś do niczego”, warto na niego szybko reagować, żeby nie rozgościł się zbytnio w naszym umyśle. Warto wtedy przekierować uwagę na to, co jest dla niego przeciwwagą. Co mi się udało? Co zrobiłam dobrze? Nie musi być doskonale, po prostu dobrze. Z czego jestem zadowolona? Większość z nas przynajmniej raz w swoim życiu spotkała osobę, która zobaczyła nas w pełni i doceniła. Mógł to być wyjątkowy nauczyciel, trener, koleżanka mamy, osoba, którą w jakiś sposób cenimy. Warto pielęgnować te wspomnienia i momenty, które budują naszą siłę oraz przeciwwagę dla krytycznego głosu.

DY: A co z tzw. brakiem weny czy kryzysem twórczym?

MC: Jeśli trochę odczarujemy wenę i popatrzymy na nią jako pewien proces neurobiologiczny, to okazuje się, że ten nagły przypływ inspiracji następuje wtedy, kiedy dochodzi do powstania nowych połączeń neuronowych w naszym mózgu. Naukowcy odkryli nawet dokładne miejsce, które odpowiada za to, że wrzucone do naszej głowy informacje miksują się i tworzą nowe konfiguracje. Znajduje się ono nad naszym prawym uchem. Kryzys twórczy następuje więc wtedy, kiedy funkcja tworzenia nowych połączeń pomiędzy ideami w naszym umyśle jest osłabiona. Takie spojrzenie daje nam wiele wskazówek, jak możemy się odblokować.
Po pierwsze, warto zadbać o dobre funkcjonowanie mózgu i regenerację. Kreatywność to wielki wysiłek dla naszego organizmu. Czasem jesteśmy zablokowani, bo jesteśmy zmęczeni – mózg skupia się wtedy na najbardziej podstawowych funkcjach życiowych. Masz przetrwać, a nie tworzyć nowe wynalazki! Sen, wartościowa dieta i ruch to podstawa dla każdej osoby, która chce wieść kreatywne życie.
Kolejny kluczowy aspekt to higiena informacyjna. Żeby mózg mógł tworzyć nowe połączenia, musi operować odpowiednią ilością informacji. To tak jak twój komputer – jeśli ma zapchaną pamięć, nie będzie pracował. Dzisiaj przyjmujemy w ciągu dnia tyle samo informacji, co człowiek sto lat temu przez całe życie. Proces kreatywny jest więc często utrudniony, bo mamy zbyt dużo elementów w przestrzeni naszego umysłu. Warto więc czasem powstrzymać się przed kolejnym nawykowym sięgnięciem po telefon. Chwila z facebookiem i instagramem to kolejna fala bodźców oraz informacji, które mogą spowodować „korek” w naszej głowie. Wskazane by było również, abyśmy już nie zaglądali do telefonu przynajmniej przez dwie godziny przed snem. I aby sięganie po telefon nie było pierwszą czynnością w ciągu dnia. Wiem, wiem, bywa to trudne, ale niebagatelne dla naszej kreatywności.
Proces twórczy wspierają też pozytywne emocje: przyjemność, ciekawość, radość. Warto podążać więc za tym, co nas interesuje bez osądzania i stawiania sobie niewyobrażalnych wymagań. Nie chodzi o to, aby nie być ambitnym czy nie dążyć do celu, ale dawać sobie trochę oddechu. Warto nasze pomysły i marzenia dzielić na mniejsze etapy, robić krok za krokiem, pamiętając, że sam proces jest już czymś ważnym i ciekawym.
Jeśli chcemy unikać twórczych kryzysów, warto pomyśleć o kreatywności, jak o małym dziecku – aby było szczęśliwe potrzebuje dużo zabawy, swobody radości i akceptacji.

DY: Dziękujemy!

Nowe rzeczy robię z przyjemnością – wywiad z Magdą Arażny

0

Magdalena Arażny – jako Magda Rysuje (magdarysuje.pl) zajmuje się zapisem graficznym podczas konferencji, ilustrowaniem i projektowaniem materiałów edukacyjnych oraz uczeniem innych jak przekładać słowo mówione i pisane na język obrazów. Podczas konferencji wyłuskuje z wystąpień i dyskusji najważniejsze dane, ubarwia je rysunkami i tworzy – na żywo – graficzne notatki.

DY: Mówisz o sobie, że wymyśliłaś sobie zawód – jak to zrobiłaś?

Magdalena Arażny: Wielu osobom wydaje się, że wpadłam na ten pomysł zupełnie przypadkowo. Mnie też się tak przez dłuższy czas wydawało, ale im dłużej się nad tym zastanawiam, tym wyraźniej widzę, że to wcale nie była kwestia przypadku! Po pierwsze – od zawsze próbowałam różnych pomysłów i nie zamykałam się na jedną ścieżkę kariery.
Najpierw przez lata byłam przekonana, że zostanę dziennikarką sportową, ale potem okazało się, że ciągnie mnie jednak w stronę (kolejno) fotografii, public relations, internetu i social media. Porzuciłam pomysł zostania dziennikarką, zaczęłam pracować w organizacji pozarządowej, prowadziłam z przyjaciółką blog, aż w końcu rozpoczęłam przygodę
z projektowaniem graficznym. I tu przechodzimy do „po drugie”. A więc po drugie – od zawsze lubiłam pracę z ludźmi i trafiałam przy tym na wyjątkowo inspirujące osoby.
Jedną z nich jest Dorota Kostowska, koleżanka, która pewnego dnia w pracy znalazła filmik o graphic recordingu i przyszła mi go pokazać. Teraz, kilka lat później, obie jesteśmy graphic recorderkami na cały etat (choć bez etatu), często pracujemy razem (tak właśnie było na Digital Youth Forum!) i nazywamy się „graficznymi siostrami” (a w bardziej oficjalnych sytuacjach wspólniczkami). Pracujemy w zawodzie, który w Polsce wykonuje kilkanaście osób.

DY: Jak dalej się rozwijasz w tym obszarze?

MA: Przede wszystkim… ciągle rysuję, bo zasada jest prosta – im więcej rysujesz, tym lepiej rysujesz. Notesy, flamastry i tablet z rysikiem towarzyszą mi praktycznie cały czas. Do tego podpatruję, co robią i jak pracują inni graphic recorderzy z całego świata (moi ulubieńcy pochodzą z Singapuru). No i ciągle próbuję nowych pomysłów, eksperymentuję z formą, nie boję się nowych wyzwań. Kiedy na przykład dzwoni klient z propozycją stworzenia rysunkowej scenografii na wydarzenie, odpowiadam: „jeszcze tego nigdy nie robiłam, więc… z przyjemnością!”.

Krótka historia o tym, jak odkryłam, że czasem warto odłączyć się od sieci

0

Zdarzają mi się wieczory, w które uświadamiam sobie, że przeprowadziłam tego dnia masę rozmów, choć wcale nie otworzyłam ust. I że chociaż odwiedziłam wiele miejsc i załatwiłam masę spraw, to tak naprawdę nie ruszyłam się z krzesła. No dobrze, prawdopodobnie kursowałam w tym czasie między łóżkiem, biurkiem, toaletą a kuchnią.

Autorka: Weronika Zimna

Dążę jednak do tego, by takich dni było w moim życiu jak najmniej. Już kilka lat temu uświadomiłam sobie, że najzwyczajniej w świecie mi one nie służą. Czuję się po nich dziwnie zmęczona i jednocześnie niespokojna, bo po prostu moja energia nie znalazła realnego ujścia. Głowa wydaje się dziwnie ciężka, a formułowanie bardziej skomplikowanych wniosków – ponad moje siły.

Co gorsza, lepiej czuję się zwykle dopiero po dwóch dniach. Pierwszy jest równie kiepski, tyle że głównie ze względu na niewyspanie, bo po takim internetowym maratonie zaśnięcie często okazuje się prawdziwym wyzwaniem.

Nie pomaga też to, że mój wieczorny rytuał – czytanie książek – jest zaburzony. Po całym dniu przeskakiwania między wieloma wątkami ciężko mi skupić się na wykonywaniu tylko tej jednej czynności.

Kiedyś, kilka lat temu, ponad połowę wakacji spędziłam w trybie serialowych maratonów i scrollowania Tumblra. Dość lekko przyszło mi wtedy przeoczenie tych „drobiazgów” i niepokojących oznak. Uznałam za normalne to, że się tak czuję. Minęło sporo czasu zanim zauważyłam, że coś jednak jest nie tak – że czułam się jeszcze gorzej niż w ciągu roku szkolnego.

Widzisz, przez lata chorowałam na depresję. To oddzielny temat, choć jednocześnie nieco łączy się z tym, o czym tutaj piszę. Po latach dostrzegam wyraźną zależność – długotrwałe przebywanie w sieci i dostarczanie sobie tak gigantycznej ilości bodźców naraz (tu dźwięk, tam ruch, film, zdjęcie, powiadomienie!) skutkuje generalnym pogorszeniem samopoczucia. Odbicie moich osobistych doświadczeń odnajduję w wielu badaniach naukowych, które przeprowadzono w ostatnich latach.

Z badań naukowców z University of Virginia, którzy obserwowali 700 osób chwilowo pozbawionych urządzeń elektronicznych, wynika, że bycie sam na sam ze sobą stawało się dla uczestników eksperymentu nieprzyjemne już po 6–15 minutach. Jeśli twój mózg, nakręcany przez cały dzień nadmiarem bodźców, podobnie reaguje na chwilę spokoju, oznacza to, że być może pora już na cyfrowy detoks.

Katarzyna Krzyżanowska, 2 maja 2018, „Urlop poza zasięgiem”, hellozdrowie.pl

Nie trzeba mieć depresji, żeby odczuć te skutki.

Nie chodzi więc już nawet o nieumiejętność skupienia się na wieczornej lekturze – ciągłe korzystanie z telefonów i laptopów autentycznie sprawia, że nie jesteśmy w stanie przebywać sami ze sobą. Co jak co, ale z samym sobą powinniśmy się jednak dogadywać całkiem nieźle. Spędzimy przecież ze sobą resztę swojego życia.

A mózg jednak potrzebuje wyciszenia. Nie może być nieustannie bombardowany taką liczbą bodźców bo najzwyczajniej w świecie utraci zdolność do skupiania się. Tymczasem ja tę umiejętność całkiem sobie cenię i wolałabym się z nią jeszcze nie żegnać.

#PROTIP

Nie chcesz kompletnie odłączać się od sieci? Wyłącz chociaż powiadomienia! To drobiazg, który naprawdę zmienił to, jak funkcjonuję. O wiele łatwiej skupić się na napisaniu tekstu lub nagraniu filmu, gdy nie przerywa mi rozbłyskujący ekran smartfona oznajmiający, że ktoś skomentował mój post. Powiadomienia naprawdę nie są niezbędne. W rzeczywistości służą właścicielom aplikacji wyłącznie do uzależniania użytkownika (czyli ciebie!) od ich produktów. Nie wiem, jak ty, ale ja się na to nie zgadzam. A gdy odpowiadam na komentarze w chwili, w której sama o tym zadecyduję, poświęcam temu mniej czasu i robię to z większą satysfakcją.

Nietrudno mi też doszukać się powiązań między moją obniżoną samooceną a wzmożoną częstotliwością korzystania z mediów społecznościowych – co znów potwierdzają badania. Oglądanie niesamowitych wycinków z życia internetowych osobistości (zwykle wyłącznie tych radosnych momentów i chwil, w których prezentują się wyjątkowo atrakcyjnie według powszechnego kanonu piękna) może wpędzić nas w przekonanie, że to dziwne, iż całe nasze życie tak nie wygląda.

Nie zrozumcie mnie źle, jestem chyba ostatnią osobą, która powiedziałaby wam, że macie nie korzystać z internetu. Internet jest cudowny! Daje niesamowite możliwości, umożliwia utrzymanie kontaktu z przyjaciółmi, pozwala mi na pisanie bloga i prowadzenie kanału na YouTube, a nawet daje mi pracę. Wiem jednak, że czasem warto (a tak naprawdę: po prostu trzeba) zrobić sobie od niego przerwę.

#offlinechallengepl
Podejmij wyzwanie i spędź 48 h offline. Chętnie poznam twoją historię, jeśli opublikujesz post pod tym hasztagiem i oznaczysz na nim @zimnotutaj.

Najpopularniejsze

Najnowsze artykuły

Nowa funkcja Google’a do przekształcania zdjęć w dzieła sztuki.

Jakiś czas temu Google w swoim portalu Arts & Culture wprowadził aktualizację o nazwie Art Transfer, która pozwala wystylizować swoje zdjęcie na wzór malarstwa wybranego artysty. Korzystając z Art Transfer, można tworzyć unikalne prace artystyczne, łącząc własne zdjęcia...